Emocje – są Twoim wrogiem czy przyjacielem?
Różnimy się pod kątem
intensywności przeżyć emocjonalnych. Ma na to wpływ między innymi temperament.
Osoby wysokoreaktywne mają, jak sama nazwa wskazuje, wysoki próg reagowania na
bodźce, to znaczy, że bodźce o względnie niskim nasileniu będą wywoływać u nich
znaczącą reakcję. Inaczej można powiedzieć o takich osobach, że są
wysokowrażliwe. Zazwyczaj – choć nie zawsze – będą preferowały spokojny rodzaj
wypoczynku, bez zbędnych szaleństw i raczej zaplanowany. Ich preferowana praca będzie przewidywalna i w bezpiecznych warunkach.
Na drugim biegunie znajdą
się osoby niskoreaktywne – czyli takie, na których wrażenie będą robiły dopiero
silne, intensywne bodźce, przy innych będą się nudzić. To osoby, które lubią,
kiedy dużo się dzieje, lubią adrenalinę, niespodzianki, sporty ekstremalne itd.
Reaktywność, tak jak inne cechy, rozkłada się na kontinuum. Większość osób będzie gdzieś pomiędzy jednym a drugim krańcem skali, jeśli chodzi o poziom nasilenia tej cechy.
W tym kontekście możemy
spojrzeć na emocje jak na drogowskazy, które pokazują nam czego potrzebujemy, a
czego nie chcemy, aby osiągnąć optymalny poziom stymulacji i w konsekwencji
czuć się dobrze.
Oczywiście różnimy się nie tylko wrażliwością na bodźce, ale także rodzajem przeżyć, można to nazwać barwą odczuć. Niektóre osoby mają predyspozycje do częstego przeżywania radości i spokoju, a inne nieustannie odczuwają lęk i niepokój. Widać to już u małych dzieci – jedne są spokojne i dużo śpią i a inne płaczą przez większość doby. Z czasem na temperament, z którym się rodzimy nakładają się kolejne doświadczenia życiowe i w ten sposób formułuje się nasza osobowość. Otoczenie oddziałuje na nas, ale nie jest to reakcja jednostronna, my też od małego wpływamy na nasze otoczenie. Np. to czy dziecko jest spokojne czy płaczliwe wpływa na nastrój i reakcje matki, które znowu wpływają na to jak dziecko się rozwija i tak dalej. Z czasem na bazie doświadczeń u dziecka powstaje struktura poznawcza, czyli indywidualny zbiór przekonań dotyczących otaczającego świata i siebie samego, który w dużej mierze determinuje sposób postrzegania i przeżywania świata.
Jeśli np. trudne sytuacje
życiowe rozpatrujemy w kategoriach zagrożenia częściej będziemy odczuwać lęk i
bezsilność niż wtedy kiedy potraktujemy daną sytuację jako wyzwanie.
Odczuwanie i przeżywanie emocji bywa trudne, często nieprzyjemne. Nic więc dziwnego, że mniej lub bardziej świadomie przed tym uciekamy. Unikanie przeżywania prowadzi jednak do odwrotnych skutków niż byśmy sobie życzyli. Z pozoru może i efekt zostaje osiągnięty – w danym momencie odczuwamy ulgę, spowodowaną uniknięciem cierpienia. Ulga to nagroda, a nagroda wzmacnia zachowanie, tzn., że zwiększa szansę jego powtórzenia w przyszłości. Jednak na dłuższą metę, unikanie emocji upośledza naszą zdolność przeżywania ich. To tak jak z trenowaniem na siłowni – jest ciężko, ale przychodząc regularnie z czasem stajemy się bardziej odporni na zmęczenie fizycznie. Jeżeli zaczniemy unikać siłowni, aby się nie zmęczyć, bo to nieprzyjemne – nasza kondycja fizyczna spadnie.
Dobrym przykładem są
osoby odczuwające lęk w sytuacjach społecznych, np. wystąpień publicznych,
przebywania w większym gronie, wypowiadania się na forum grupy, a czasem nawet
wykonania telefonu, czy pójścia na zakupy. Osoby takie mają tendencje do
unikania sytuacji w ich poczuciu zagrażających, więc stopniowo wycofują się z
różnych aktywności wymagających kontaktu z drugim człowiekiem. Pozornie odnoszą
z tego korzyść – nie muszą bowiem mierzyć się ze swoimi demonami – wychodzić ze
strefy komfortu. Jednak strefa
komfortu to elastyczny twór. Możemy ją rozciągnąć, poprzez przełamywanie się i
wychodzenie poza własne ograniczenia, ale może się też skurczyć, jeśli pod
wpływem lęku decydujemy się na coraz bezpieczniejsze dla nas zachowania.
Unikając sytuacji będących wyzwaniem wzmacniamy lęk a obniżamy poczucie
skuteczności i sprawczości.
Podobnie jest z unikaniem innych trudnych emocji. Często zaczynamy stosować różne strategie kompensacyjne (np. nadużywanie środków psychoaktywnych) w celu złagodzenia przykrych emocji. W miarę stosowania strategii bazujących na unikaniu nasza zdolność mierzenia się zarówno z emocjami jak i z sytuacją je wywołującą słabnie.
Unikanie niejedno ma
imię. Ludzie opracowują coraz to nowe sposoby tłumienia i odcinania się od
emocji. Najczęściej przyjmują one formę kompulsji. Wyżej wspomniałam o
nadużywaniu środków psychoaktywnych, ale podobną rolę będzie pełnić nadmiarowe
kupowanie, jedzenie, samookaleczenia, sport, seks, pornografia, gry komputerowe,
media społecznościowe, praca, etc. Jeżeli angażujemy się w jakąś aktywność bez
opamiętania, do tego stopnia, że zaczynamy ponosić z tego tytułu obiektywne
straty (społeczne, zdrowotne, finansowe) to może być sygnał, że przed czymś
uciekamy. Wtedy emocje przestają być
wiarygodnym przewodnikiem. Z kilku powodów. Po pierwsze mogą być
nieadekwatne, bo skoro tłumiliśmy emocje dajmy na to przez ostatni miesiąc, to
skąd wiadomo, że te, które przeżywamy są związane z obecną sytuacją, a nie
odbiło się nam czkawką coś zaległego? Po drugie, jeśli uciekamy od przeżywania
emocji na co dzień to z czasem wydają się nam one większe i straszniejsze niż
są w rzeczywistości.
Pomimo tego, uważam, że czasem dobrze jest czymś się wyregulować albo się odciąć – to są normalne, zdrowe strategie. Dopóki nasz repertuar jest szerszy, potrafimy radzić sobie ze stresem na różne sposoby, a czasem po prostu świadomie wybieramy odcinkę to wszystko jest w porządku. Po prostu warto wiedzieć, co robimy i po co to robimy ;)






Komentarze
Prześlij komentarz