Gdzie jest szczęście?

 

Csikszentmihalyi to chyba najbardziej skomplikowane nazwisko w psychologii, niemniej jednak ów pan stworzył przemiłą koncepcję, która znajduje odzwierciedlenie bynajmniej w moim życiu, a myślę, że nie tylko. Chodzi mianowicie o zjawisko zwane flow. Jest ono tłumaczone jako przepływ, natomiast zdecydowanie wolę wersję angielską, dlatego pozwolę sobie właśnie z niej korzystać.


Na czym polega flow?

 

Prawdopodobnie miałaś/eś już okazje doświadczyć w życiu tego zjawiska. Często bowiem zdarza się to spontanicznie. Być może nawet jesteś zaznajomiony z tekstami Csikszentmihalyi’ego.

 

Flow to stan całkowitego pochłonięcia przez wykonywaną czynność, bądź zadanie, dający poczucie spełnienia i szczęścia. Charakterystyczne jest to, że dana czynność ma charakter autoteliczny, to znaczy, że jest celem sama w sobie, nie zaś jej efekt. Traci się przy tym poczucie czasu oraz poczucie siebie. Z tego względu bywa nazywane doświadczeniem transcendentnym.

 

Fascynujące jest to, że kiedy doświadczamy flow, gubimy własne ego. W danym momencie nie istnieje przeszłość, ani przyszłość. Nie ma wszystkich naszych problemów i zmartwień. Miliony myśli, które zazwyczaj bezwiednie przelatują przez nasz umysł są teraz wyciszone. Jesteśmy tym co robimy. Zlewamy się otaczającą nas rzeczywistością. Nie jesteśmy odrębnym JA tylko integralną częścią wszechświata.

 

Kiedy doświadczamy flow?

 

Z własnego doświadczenia i tego co wyczytałam w mądrych tekstach m.in. Csikszentmihalyi’ego wynika, że flow można doświadczyć wykonując absorbującą czynność wymagającą posiadania jakiś specyficznych umiejętności, stanowiącą osiągalne wyzwanie. Czyli zadanie nie może być ani za łatwe ani zbyt trudne.




 

Wniosek z tego taki, że pełne zaangażowanie w to, co się robi może przynieść prawdziwą frajdę. Ponadto, kiedy robimy coś na czym się znamy i dana czynność automatycznie dostarcza nam feedback, bo po prostu widzimy, że wykonujemy ją dobrze, wzrasta nasze poczucie kompetencji i poczucie własnej wartości, a to coś co kochamy J

 

Mi osobiście zdarza się czasem doświadczyć przepływu podczas treningu crossfitowego. Nie zawsze, ale przy niektórych workoutach owszem, być może dlatego tak uwielbiam ten sport. Tobie może przytrafić się to przy grze w karty, wspinaczce górskiej, żeglowaniu, gotowaniu czy stolarce. Rób to, co Cię uszczęśliwia i nie krzywdzi innych J

 

I tak sobie myślę, gonimy za tym szczęściem, myślimy, że jeśli zdobędziemy wykształcenie, dobrą pracę, poznamy miłość życia itd. to już będziemy szczęśliwi. A jednak dostajemy co chcieliśmy i nasz poziom szczęścia szybko wraca do punku wyjścia. Może nie tędy droga? Może prawdziwe szczęście to właśnie pełne przeżywanie swojego życia tu i teraz?

 

John Stuart Mill kiedyś powiedział, że to poprzez bycie w pełni zaangażowanym w każdy szczegół naszego życia, zarówno dobry jak i zły, znajdujemy prawdziwe szczęście, a nie szukając go bezpośrednio.

 

Swoją drogą ciekawe jest to, że chwilowe „zgubienie” ego, do którego jesteśmy tak przywiązani jako przedstawiciele kultury indywidualistycznej, daje nam tyle radości. Buddyści z kolei, są ogromnymi przeciwnikami ego. Wystarczy przeczytać jedną książkę napisaną przez osobę praktykującą buddyzm, żeby to wiedzieć. I choć sama jestem katoliczką, bardzo mnie inspiruje to podejście.  Upraszczając, chodzi właśnie o to, że ludzie tak samo jak wszystkie inne istoty na świecie, i w ogóle, wszystkie elementy przyrody, to harmonijna jedność, całość. Nie jesteśmy odrębnymi bytami, tylko częścią świata tak samo jak kwiaty, kangury czy oceany. Natomiast ego w tym rozumieniu to Twoje wewnętrzne egocentryczne Ja, mówiące, że jesteś najważniejszy na Ziemi, żyjesz na niej tylko raz i tylko to się liczy i możesz robić co Ci się żywnie podoba, aby sobie ten żywot umilić. I nasza polska kultura, trochę na wzór amerykańskiej, taką „ego wizję” wzmacnia. Myślę, że w dużej mierze stąd się biorą nasze ekosystemowe dramaty. Ale nie tylko. Stąd również bierze się wiele trudności interpersonalnych i osobistych. Trudno jest nam żyć w harmonii ze światem, jeśli jesteśmy skupieni wyłącznie na sobie. Ja się pod tym podpisuję, ponieważ też tak mam.





Co więcej

 

Naszą naturą, jako istot posługujących się językiem, jest to, że nasz umysł nieustannie gada. Nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi, w tyłu głowy cały czas przelatuje nam strumień myśli. Dotyczących bieżących wydarzeń, naszych skojarzeń, przeszłości, przyszłości itd. Nasz wewnętrzny dialog ma spory wpływ na nasze samopoczucie, odczuwane emocje, ich nasilenie. Determinuje czy podejmiemy się danego wyzwania i ile będziemy gotowi włożyć w nie wysiłku. Problem polega na tym, że często nie jesteśmy świadomi treści tego dialogu. Jest w naszej głowie, a jednak odbywa się poza nami. Głupie nie?

 

Poprzez tak zwany trening uważności, czyli bycie tu i teraz i koncentrację na doświadczanym doświadczeniu bez analizowania go i oceniania mamy szansę na chwilę zatrzymać nasz umysł. A z czasem, w miarę praktykowania tej umiejętności, być może nieco go wyciszyć.

 

Co zrobić, żeby zbliżyć się do świata?

 

Na pewno pomaga kontakt z naturą. Zachęcam. Przynajmniej raz w tygodniu znaleźć czas dla siebie i pobyć na łonie natury. Na łące, w lesie, przy jeziorze, w górach. Warto wtedy spróbować być tu i teraz. Wyciszyć się. Doświadczyć chwili obecnej. Poczuć to różnymi zmysłami. Nie rozpamiętywać przeszłości, nie myśleć o tym co będzie na obiad, albo co zrobię po powrocie do domu. Ale dostrzec zieloność trawy, usłyszeć świerszcze, poczuć na twarzy wiatr albo zapach późnego lata. To może być ciekawe doświadczenie.







Dziękuję, że poświęciłaś/eś czas na przeczytanie mojego tekstu! Jeśli masz ochotę, zostaw komentarz. A ja życzę Ci odnajdywania radości w codziennym życiu :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty