Wewnętrzne dziecko - co to takiego?
Słyszałeś/aś może kiedyś o koncepcji wewnętrznego dziecka? Osobiście jest mi bardzo bliska. Zakłada bowiem, że każdy z nas nosi w sobie, mniej lub bardziej ukryte, małe dziecko, którym niegdyś był. Bo każdy dorosły był kiedyś dzieckiem – nie dla wszystkich może jest to oczywiste ;)
Ale jak to
dziecko w nas się objawia?
Otóż na kilka
sposobów, a pierwszym z nich są emocje, szczególnie te intensywne, nadmiarowe,
nieadekwatne…
Można powiedzieć, że emocje dzieci są
trochę inne, albo może raczej inaczej przeżywane. Jest tak dlatego, że nasz
wewnętrzny świat rośnie z czasem, a na początku żyjemy tylko tym co na zewnątrz
nas. Więc emocje dzieci potrzebują praktycznie natychmiast znaleźć ujście, są
bardzo widoczne dla otoczenia, dziecko – dopóki nie zostanie tego nauczone –
nie będzie ich tłumiło. Nie wiem czy kiedykolwiek mieliście okazję zaobserwować
jak małe dziecko okazuje radość, ono się po prostu śmieje – cieszy się, więc
się śmieje – osobiście uważam, że to genialne. Z czasem przeżywanie emocji stopniowo się uwewnętrznia, czyli przebiega więcej na płaszczyźnie myśli, a
mniej zachowania, choć oczywiście efekt końcowy zależy od temperamentu i
szeroko rozumianego wychowania.
Druga kwestia to perspektywa. Dzieci
są z natury egocentryczne, to nic złego, to po prostu ich właściwość, cecha.
Mają węższą perspektywę, dlatego ich reakcje mają inną proporcję. Jaś może np.
rozpaczać, bo zapomniał swojego misia na obóz. Obiektywnie rzecz biorąc – nic
się nie stało. Ale dla Jasia w tym momencie jest to istna tragedia, Jaś tak to
odczuwa i już!
Ale zaraz… czy nam dorosłym nie
zdarzają się podobne zachowania? Czy nie wybuchamy czasem pod wpływem emocji z
powodu błahych spraw? Nie reagujemy nadmiarowo? Czy nie mamy w sobie głęboko ukrytego
dziecięcego egocentryzmu?
A no właśnie J no chyba, że tylko ja tak mam… :P
Kolejna sprawa
to sposób myślenia o tym jak funkcjonuje świat, którego nauczyliśmy się, gdy byliśmy
mali
Arystoteles powiedział, że kiedy się
rodzimy jesteśmy jak tabula rasa – niezapisana tablica, biała kartka, mamy
otwarty umysł i jesteśmy w stanie wchłonąć praktycznie wszystko, jeśli będą do
nas mówić po francusku bez trudu nauczymy się francuskiego, skoro od dziecka słyszeliśmy
polski – władamy biegle polskim. I tak byłoby z każdym innym językiem. Taka
sytuacja już nigdy później się nie powtórzy. Rodząc się nie mamy wiedzy, że
pies to pies. Ale ktoś nas o tym informuje, a my nie oceniamy tej informacji,
tylko z otwartością umysłu przyjmujemy, że pies to pies, a jabłko to jabłko. Później,
każda następna informacja o świecie musi zostać dodana do poprzednich, które
już są przez nas zintegrowane. Dlatego im więcej wiemy, tym więcej oceniamy,
poddajemy w wątpliwość, kwestionujemy.
Stajemy się krytyczni, bo porównujemy nowe informacje z tymi, które już
posiadamy, filtrujemy je przez naszą dotychczasową wiedzę. Jako dzieci nie
oceniamy, że coś jest dobre lub złe. Normalne lub nienormalne. Jedyne co dziecko
może stwierdzić to czy coś jest przyjemne. To tak zwane reakcje bezwarunkowe,
nie musimy opracowywać bodźca umysłem, aby wiedzieć czy jest przyjemny czy
powoduje dyskomfort i ból – jak np. pełny pęcherz. Ale dobro, zło, albo norma
to skomplikowane pojęcia, które musi nam ktoś wytłumaczyć. A ludzie przecież
mogą różnie je rozumieć, więc i różnie je tłumaczyć!
Od rodziców czy wychowawców uczymy się różnych rzeczy
o świecie, ale i o sobie. Podświadomie zapamiętujemy różne zasady i reguły,
które obserwujemy i o których się dowiadujemy. Jeśli są funkcjonalne i nam
służą to w dorosłym życiu stają się integralną częścią naszego wyposażenia
psychicznego. Ale część z tych reguł i zasad wcale nam nie służy, a często
idziemy z nimi przez życie jak z kamieniem w bucie.
O
Irek był dzieckiem o trudnym temperamencie. Mało
spał, dużo krzyczał. Rodzice poświęcali mu mnóstwo uwagi, ale czasem byli zwyczajnie
zmęczeni. Kiedy Irek nie dostawał zabawki, na której mu zależało – kładł się na
ziemi, krzyczał i uderzał pięściami. Takie sytuacje wiązały się dla rodziców z
ogromnym wstydem i upokorzeniem, więc zdesperowani rodzice po prostu ulegali żądaniom
Irka. Irek nauczył się, że robiąc odpowiednio dramatyczną scenę może dostać wszystko
czego zechce. Dziś Ireneusz funkcjonuje według tej samej zasady. Kiedy czegoś
pragnie automatycznie ucieka się do manipulacji, kłamstwa i innych
niepochlebnych metod.
Tata Oliwki doceniał ją tylko kiedy zrobiła coś
wystrzałowego, wygrała konkurs matematyczny Kangur albo sama napisała własną stronę
internetową. Poza tymi sytuacjami poświęcał jej mało uwagi, więc Oliwka
nauczyła się, że na miłość i akceptacje trzeba sobie zapracować.
Charlie natomiast wychowywał się w domu, gdzie obecny
był problem alkoholowy. A konkretnie – tata pił. Dzieci było ośmioro, ale
Charlie był najstarszy, więc w sposób naturalny przejął rolę ojca. Matka była
dumna i często powtarzała, że gdyby nie Charlie nie poradziłaby sobie. Ale
Charliemu nie było dane pobyć tak naprawdę dzieckiem, kiedy był dzieckiem. (To zjawisko
parentyfikacji, czyli odwrócenie ról rodzic – dziecko.) Dziś Charlie nie
potrafi zadbać o własne potrzeby, cały jego czas zajmuje dbanie o innych – bez
tego czuje się bezwartościowy. Charlie nie potrafi także dobrze się bawić, ma
poczucie winy zawsze kiedy próbuje się wyluzować.
Każdy z nas ma swoją niepowtarzalną historię, która wciąż w nim żyje
Czy to źle, że mimo przeminienia młodzieńczych lat czasem wychodzi z nas kilkulatek albo kilkulatka? Ja myślę, że to piękne. Pokazuje naszą integralność. Bo w zasadzie co innego łączy nas z tymi dzieciakami, którymi kiedyś byliśmy? Oczy? Pesel?
Ale co jeśli te
strategie przysparzają nam kłopotów albo powodują cierpienie? Może warto
zauważyć swoje wewnętrzne dziecko i trochę się nim zaopiekować? Dać mu to, czego
kiedyś mu zabrakło?
A to moje ulubione zdjęcie z dzieciństwa :)
Pięknie dziękuję
za wizytę i uwagę. Dopiero raczkuje w pisaniu. Będę wdzięczna za info w
komentarzu - jak Ci się to czytało? Czy jest coś co mogę poprawić?



Świetny post! Ale czy nie jest tak, że rodząc się mamy już „swój” charakter? Przecież nawet osoby wychowywane tak samo są zupełnie różne :)
OdpowiedzUsuńJasne, rodząc się mamy już temperament uwarunkowany genetycznie, na który nakłada się wychowanie. Trafne spostrzeżenie! Dzięki
UsuńBasiu, mi pod względem treści czytało się super, jednak wkurza mnie sposób w jaki blog się wyświetla na telefonie. Może jest szansa to poprawić? Kibicuje Ci w dalszym pisaniu, super robota 👌
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację. Postaram się to poprawić :)
UsuńTrzeba otworzyć w przeglądarce i trzymać telefon bokiem wtedy jest cacy :)
UsuńDzięki za ten artykuł! Sama praca z wewnętrznym dzieckiem to fajna i ciekawa podróż, nawet jeśli w dzieciństwie kryje się wiele krzywd czy zakrzywionych wzorców, można to odwrócić. ❤️
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam :) Dziękuję za ciekawy komentarz!
UsuńCzłowiek czyta, ma coraz większą świadomość, uczy się, a życie swoje... Jak zmusić do leczenia dorosłego syna, który zna tylko uczucia : agresja, manipulacja, roszczenia, zemsta. Może to i wewnętrzne dziecko, ale jest jak beton, do którego nic nie dociera, a moje życie legło w gruzy, bo podobno można zmusić dorosłego do leczenia przez sąd, ale moje podanie leży w sądzie 6 miesięcy i nic. Najpierw się zagubiło, potem wysłałam mailem jeszcze raz i znowu nic. Mieszkam z nim i się go boję. policja nieskuteczna, a pogotowie zawozi agresora do szpitala, przesłuchują go i wypuszczają. Jednym słowem PAT. I cóż mi po dobrych radach.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, przykro mi czytać o Pani trudnościach, wyobrażam sobie, że przeżywa Pani bardzo ciężkie chwile. Zachęcam, aby poszukać wsparcia dla siebie w przejściu przez trudny okres i zatroszczeniu się również o swoje potrzeby i zdrowie. Pozdrawiam ciepło
Usuń